Ciało
Ciało jest czymś nam najbliższym. Rodzimy się w ciele, żyjemy w ciele i umieramy w ciele. W ciele przyszedł Pan do nas, w ciele umarł, w ciele zmartwychwstał. W ciele doświadczył cierpienia, odrzucenia. W ciele doświadczał radości (uczta w Kanie Galilejskiej). Każdy z nas w ciele doświadcza radości, smutku, cierpienia. Funkcjonujemy w ciele. Ciało jest jak pojazd, żeby funkcjonowało, trzeba o nie dbać. Poprzez nasze ciało zły duch znajduje dostęp do naszej duszy. Zły kusi nas najczęściej na różnego typu uciechy cielesne, pożądliwości, wygodnictwo, swobodę obyczajów itp. Właśnie leci "Crush into me" Dave Matthews Band-niesamowita wrażliwość tak przy okazji.
Na sposób cielesny przychodzi również do mnie Pan. On nie jest "czymś pozornym", On nie jest wytworem ludzkiego umysłu. Nie wymyśliłem sobie Go, jak chcieliby "materialiści". On faktycznie przychodzi do mnie pokorny, mały do tego stopnia, że można Go zamknąć w dłoni.
Ja człowiek cieleśnie tak potężny, On Bóg cieleśnie tak mały. co to za logika? Jaki jest w tym sens? O co ci chodzi Panie? Co chcesz przez to powiedzieć? Może to, że mogę zrobić z Tobą co chcę, mogę nie uszanować Twojej pokory i beszcześcić twoje Ciało. Mogę się do Ciebie przyzwyczaić i przestać Cię słuchać. Mogę okazywać nad Tobą swoją władzę zamykając Cię w swojej dłoni. Mogę nie dostrzec Twojej lekcji pokory.
"Kim jesteś Ty Panie, a kim ja?" wołał kiedyś św. Franciszek. Dziwna jest ta Twoja wielkość, dziwny jest ten Twój potężny majestat, dziwne jest to Twoje milczenie. Nie pasujesz do obrazu bóstw potężnych, złowrogich, nieubłaganych... Ty Panie mój jesteś Mały, Skromny, Pokorny, Czysty, Cichy, Łagodny, Bezbronny, Delikatny.
Czy ja taki jestem...czy chcę być...
Komentarze
dziękuję bardzo.
tak przy okazji napiszę tylko,że wciąż za mało słyszę o tym, jak bardzo Bóg mnie ukochał, za to często, ile we mnie zła i grzechu, i jak bardzo na tę miłość nie zasługuję..dlatego kocham św. Franciszka Salezego-to jeden z najłagodniejszych dla człowieka świętych jakich znam..prosto pisze o tym, jak dobrym trzeba być dla swojego słabego i z natury grzesznego serca...zachęcać je z miłością i cierpliwością do nieustannego powstawania..
ufam, że ilekroć wstaję,podnoszę się, wracam...i znowu,i znowu..to kocham...nawet jeśli przepaść między tym, jak powinno być, a jak jest..
ufam, że Bóg najdoskonalej dopełni we mnie to, czego mi nie dostaje..
tak właśnie kocham..
inaczej nie umiem..
Trzymaj się.
Pozdrawiam i dziękuję.
myślę, że Pana Boga trzeba traktować poważnie, bo to poważny Gość..i uczciwie mówić Mu o wszystkim, co nam w sercu gra-naprawdę o wszystkim..jak trzeba, to i krzyczeć i wykrzyczeć ból i smutek, a może rozpacz..i że kochać nie potrafimy, i wierzyć,i żyć jak należy..i właśnie o tym też, że z Nim handlujemy..kupczymy dobrymi uczynkami.. nie bać się Go, że się obrazi i sobie pójdzie, bo na pewno nie obrazi..On chce nas PRAWDZIWYMI,bez słodkich słówek i kadzenia..
człowiek nie potrafi żyć bez relacji, związku z drugą osobą,tak został stworzony..a związek z Panem Bogiem to podstawowa człowiecza relacja-bez niej to o kant wszystko...
i tak sobie myślę MM,że nie bez powodu tu jesteś..po coś Pan Bóg Ciebie tu przyprowadził..
pozdrawiam serdecznie
Angus and Julia, Josh Pyke, Jack Johnson w duetach z Benem Harperem-na razie to "obsłuchałam".
bardzo mi się podoba.czasem muzyka pozwala zrozumieć i odnaleźć "to coś", czego jakoś słowami nie można opisać i co pozostaje poza logiką i racjonalnym wytłumaczeniem..coś jak drgnienie duszy..:)
słonecznie,wakacyjnie,muzycznie pozdrawiam:)