Głębia przyzywa głębię
Oczywiście, tak jak wszystkie moje posty, tak i ten, nie rości sobie prawa dogmatu. Chcę tylko uwrażliwić siebie i ciebie, ewentualnego czytelnika na pewne kwestie, które są ważne, a ośmielę się powiedzieć znaczące w ukierunkowaniu naszej wieczności.
Obojętność
W naszym życiu chrześcijańskim, najwięcej jest myślę takiej obojętności na Słowo Boże. No bo ile już razy słyszeliśmy: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię, no i jaki skutek mają te słowa w nas? Mija post, trochę po pościliśmy, obeszliśmy piątki, przyszły święta, a po świętach tak jakby nic się nie stało. Ile razy słyszymy, że siekiera do korzenia jest przyłożona, czy: każde drzewo, które nie przynosi owoców zostanie w piec wrzucone, i można by tu cytować mnóstwo momentów w Słowie Bożym, które jednak nie robią na nas wrażenia. Życie doczesne czasem albo często tak bardzo pochłania naszą energię, nasze myśli, że zabiegamy tylko o byt doczesny, nie troszcząc się w ogóle o swoją wieczność, tak jakby jej nie było, albo jakby była tak daleko, że na wszystko mamy czas i ze wszystkim zdążymy. A gdy poczytamy na dodatek treści objawień, np. fatimskich, ale też innych, zatwierdzonych przez Kościół, wtedy zobaczymy, że ludzkość czeka okropna kara w postaci okropnych katastrof naturalnych, które zniszczą całe miasta a nawet narody; trzecia wojna światowa, którą powstrzymuje różaniec odmawiany z wiarą i miłością do Boga. Dalej, możemy się dowiedzieć, że jedyny ratunek w Miłosierdziu Bożym, i tylko modlitwa, nawrócenie i pokuta ocalą świat. No i co my na to? Brednie? Przesada? Wyolbrzymienie? Straszenie? Jeśli tak, to faktycznie nie ma co się przejmować. Natomiast jeśli to okrutna prawda o ludzkiej, o naszej nieprawości i karze za to, to faktycznie czas się tym przejąć i wziąć się za siebie.
Kiedy patrzę na swoje życie, to widzę z jednej strony ogromne pragnienia dobra, a z drugiej strony moją niewdzięczność, moje zdrady, w których nie wiele różnię się od Piotra czy Judasza. I egzystuję świadom tych dwóch rzeczywistości. I ja sam też muszę wybrać, po której jestem stronie, jakie są moje owoce, co sam robię z wezwaniem do własnego nawrócenia. Obojętność, rozumiem jako lekceważenie upomnień, lekceważenie serca Jezusowego, lekceważenie Miłosierdzia Bożego, brak tulenia się do Niego. Jeśli nie modlę się gorąco przede wszystkim o swoje nawrócenie, wówczas pozostaje mi twarda surowa ręka Boga Sędziego.
Niewiara
Bardzo często, a może też najczęściej powodem obojętności jest niewiara, utrata relacji z Bogiem. Wygaszenie wrażliwości na Boga. Utrata pamięci na Boga. Brak bojaźni Bożej, która jest początkiem mądrości. I tu znowu kłania się nasze życie doczesne. Dajemy się zagłuszyć przez znajomych, przez ogólnie panującą modę, którą widzimy, o której czytamy, której sami próbujemy. Utrata wrażliwości na Boga wiąże się z ubóstwieniem człowieka i ubóstwieniem pieniądza. Wiadomo, utrzymać rodzinę nie jest łatwo i trzeba tutaj roztropności i mądrości w prowadzeniu spraw materialnych, ale nie może to być ponad moją relację z Bogiem. To właśnie z relacji z Bogiem, to właśnie z wrażliwości na kochające serce Boga, angażuję się w świat, świadom, że mam tylko jedno ziemskie życie i od niego będzie zależeć moja wieczność. Lekarstwem na niewiarę jest najpierw refleksja na wyżej postawione kwestie. Od Kogo wyszedłem, dokąd zmierzam, czy jestem święty, czy widzę swoje błędy, co robię ze swoim życiem, jakie są owoce mojego nawrócenia?
Daj mi poznać drogi Twoje Panie i naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Daj mi wrażliwość na Twoje wezwanie i przygarnij mnie do Twojego serca, bym mógł opłakiwać swoje grzechy i wydawać prawdziwe owoce mojego własnego nawrócenia. Daj mi też łaskę bym się nie bał głosić braciom i siostrom Twoje orędzie. Orędzie miłości ale też sprawiedliwości, jeśli nie będzie nawrócenia. Daj mi żyć tym co głoszę i uzdalniaj mnie do własnej przemiany. Udziel mojemu sercu tego, czego ono potrzebuje, by Tobie się podobać. Maryjo, Niepokalana królowo nieba i ziemi. Ochraniaj mnie swoim płaszczem przed zakusami zła, przed błędem, przed uśpieniem swojego serca. Nie daj mi oddalać się od Twojego umiłowanego Syna, Pana Twojego i mojego. Bądź przy mnie i ucz mnie być przy Tobie, bym wypełnił moje posłannictwo i na koniec osiągnął wieniec zbawienia. Bym mógł cieszyć się szczęściem nieba, ze wszystkimi, którzy posłuchali głosu Twojego Syna. Maryjo. Ucz mnie wiary, ucz mnie wrażliwości na natchnienia Ducha Świętego. Ucz mnie wiary, która góry przenosi, abym był człowiekiem coraz bardziej duchowym, a przez to bardziej wiarygodnym. Abym pociągał ludzi do Świętego Kościoła, w którym każdy, będzie mógł znaleźć dla siebie wytchnienie, ulgę, ukojenie bólu. W Którym zanurzą się w przemożną moc sakramentów. Uzbroją w miecz Słowa Bożego, które będzie dla nich obroną przed napaściami złego ducha. Którzy też dla siebie, staną się bliżsi przez to, że przeżywają to samo, i Ten Sam jest Bogiem z nimi.
Komentarze
Dziękuję za ten wpis-rzeczywistość niełatwa, choć z Jezusem w sercu od jakiegoś czasu znów pozwoliła mi spojrzeć na tą notkę i przemyślenia w niej inaczej niż miało by to miejsce, gdybym nadal nie była z Jezusem. Trudna, ale umacniająca to więź-staram się o nią troszczyć na nowo. Jak dobrze, że Jezus jest i nie zostawia nas samemu-różne sytuacje, ludzie, a przede wszystkim Słowo Boże i sakramenty święte są ważnymi pomocami w życiowej wędrówce.
Dawno mnie tutaj już nie było. Nie myślałam, że tak bardzo się rozpiszę.
Nadal z pamięcią w modlitwie!
Pokój i Dobro! Niech Święty Franciszek z Asyżu i Anioł Stróż dzielnie pomagają na drodze służby Bogu i ludziom.
Sorry, smęty. A tu wakacje, urlopy...
Pozdr.