Każdy z nas jest wulkanem



Każdy z nas jest wulkanem. Przy okazji różnych sytuacji wychodzą z nas różne myśli, słowa, działania, zamiary i uczucia. Otóż, myślę, że my w dużej mierze zdobywamy wiedzę o samych sobie właśnie wtedy, gdy wychodzą na jaw nasze uczucia, nasze zamiary. Często funkcjonować możemy jako grzeczni, poukładani, spokojni. A i owszem, kiedy nikt nam nie wchodzi w drogę, nie nastaje nam na odcisk, gdy nikt nam nie dokucza, to mamy święty spokój, wówczas łatwo o równowagę, wewnętrzną harmonię itd. Ale co z nami się dzieje, gdy ktoś ma coś do nas, gdy słyszymy czyjeś pretensje? Jeśli ktoś mówi, że w sumie to nawet w takich sytuacjach nie traci równowagi, to może trzeba sprawdzić, czy po prostu nie uciekasz od konfrontacji, nie denerwujesz się bo uciekasz od trudnego dialogu?

Moim zdaniem nie można budować szczęścia na świętym spokoju. Każdy święty napotykał na swojej drodze trudności, dylematy. Każdy święty odkrywał swoją grzeszność, małość i wiedział, że bez Miłosierdzia Bożego przepadłby marnie.

A my chcemy świętego spokoju, każdą konfrontację skłonni jesteśmy uważać jako ciężar. A może warto spojrzeć inaczej na trudności. Trudność jaką napotykam jest dla mnie wyzwaniem, jest pewnym etapem mojego rozwoju, który mam dobrze przeżyć. Inaczej mówiąc, trudności są jak poziomy w grze, przejdę jeden to przechodzę do następnego. Nie osiągnę zwycięstwa, jeśli nie podejmę trudu zmierzenia się z trudnościami. Owszem, wiele razy może mi się nie udać, ale przecież nieustannie mogę zaczynać od nowa. Od nowa próbować. Apostołowie znający się na łowieniu ryb, po całonocnym trudzeniu się, może sfrustrowani, pełni wewnętrznej złości, może wzajemnych pretensji, na słowa Jezusa jeszcze raz zarzucają sieci i udaje się. Gdy trudzę się, lecz nie słucham Jezusa, to zawsze doświadczę rozczarowania. Najpierw mam Jego słuchać, usłyszeć co On do mnie mówi, wówczas dopiero warto rozpoczynać działanie. Stąd też warto rano zobaczyć sobie jakie jest Słowo Boże na ten dzień. Jakie Słowo dzisiaj, Kościół do mnie kieruje? I chyba tutaj mamy odpowiedź na nieustanne pretensje do Boga: "proszę Go, błagam, a On milczy, a w moim życiu jak było, tak jest i nic się nie zmienia". No właśnie. Ciągle tylko mówimy i mówimy, a kiedy przyjdzie czas na słuchanie, na wsłuchanie się w Jego głos?

Chyba nigdzie tak jak na adoracji, w ciszy, zaczyna wypływać z nas wszystko to, co było dotąd duszone, tłumione. Jakiś czas temu, bardzo energicznej kobiecie powiedziałem, żeby poszła przed Najświętszy Sakrament i przez 15 minut czy pół godziny (już nie pamiętam) wypowiedziała Panu wszystko to, co ją wkurza i potrwała tak przed Panem. Kiedy potem spotkałem się z nią, powiedziała mi, że wypowiadając swoją złość przed Nim, nagle się rozpłakała, coś się z niej oderwało. Puściło w niej to, co było długo ściskane, wypierane do podświadomości. Łzy oczyszczają, ale ciężko ma ten, kto cierpi i nawet zapłakać nie potrafi.

To, co w nas siedzi, musi wypłynąć jak lawa. Wtedy poznajemy coraz jaśniej, co tak na prawdę w nas siedzi, jakie uczucia od wewnątrz nami sterują. Najgorzej ma człowiek, który tak sprawnie nauczył się odgrywać różne role w swoim życiu, że posiada wiele masek, które nakłada w zależności od tego, gdzie się znajduje i z kim rozmawia. To już nie dwulicowość, nazwałbym to "polilicowość", wiele twarzy, wiele różnych oblicz. Człowiek, który nieustannie gra, nie jest sobą, nie żyje w prawdzie, dlatego też nie ma w sobie wolności. Często w ukrywaniu się za maską kryje się lęk, że mnie ktoś niezaakceptuje, że bycie sobą to zbyt wielki komfort, na który na razie nie mogę sobie pozwolić.

"Prawda wyzwala", bardzo ważne jest to stwierdzenie. Maski zniewalają, a prawda wyzwala. Każdy z nas wybiera albo jedno albo drugie. Tutaj, tak jak w innych miejscach Ewangelii nie ma kompromisu.

Komentarze

MM pisze…
fajne zestawienie wulkan i cisza... unikam ciszy jak ognia, nawet będąc parę dni w klasztorze, nie przebywałam w pokoju dłużej niż to konieczne, od razu niosło mnie gdzieś w plener... i ciekawa propozycja dla tej kobiety, trzeba by spróbować, tylko gdzie teraz znaleźć miejsce bez ludzi, bo to co miałabym do powiedzenia,a raczej wykrzyczenia, to byłyby niezły wybuch wulkanu :) Miłego weekendu :)
He he. Tu chodzi o wylanie lawy z siebie Przed Panem ale cały dynamizm ma się dokonać wewnątrz nas, na zewnątrz nawet nikt tego za bardzo nie dostrzeże, chyba że zaczniesz głęboko i ciężko oddychać, albo zaczniesz sie przy tym smarkać:)Wtedy już nie pamiętam byli też inni ludzie bo tu vhodziło o takie wewnętrzne wypowiedzenie siebie przed Panem, na bazie myślnej. Również dobrego weekendu
MM pisze…
no nie, tylko nie smarkać :)))
wyobrażam sobie ten krzyk, tak naprawdę z całego gardła, tak jakby stanąć z Nim twarzą w twarz, ale to chyba bardziej chodzi o wyładowanie emocji, złości... a wewnętrznie? nie słyszę odpowiedzi i pewnie dlatego u mnie to nie działa :) No i w ogóle to wszystko takie skomplikowane...
Warto też np. wypisać w myśnikach sobie na kartce wszystko to, co mnie wkurza, co mnie drażni, wszystkich ludzi, którzy mnie drażnią, wszystkie sytuacje które mnie drażnią, których nie lubię. Można wypunktować wszystko negatywne sytuacje z życiu, i na modlitwie wieczornej je czytać Panu
nimm pisze…
A mnie się to zdjęcie podoba :))) Jak ja tu dawno nie byłam!!! Ile się pozmieniało!!! Jak pięknie!!! Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że życie duchowe kwitnie.... :))) szukających dużo :)))pomysłów na Pana Boga jeszcze więcej :)) Sama radość :))) zwłaszcza po filmie Szwecja 2005 u Brata Pita, po którym tu dopiero doznałam ukojenia...
I oto chodzi. Kraina Aeyden to przestrzeń wytxhnienia dla zmęczonych wędrowców. Widocznie spełnia swoje zadanie owa kraina. No pozdrawiam szanowną Nimm, dawno ciebie tu nie było zdaje się.
arwena pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
arwena pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
arwena pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.

Popularne posty