W słabości siła



Ilekroć niedomagam tylekroć jestem mocny mówi św. Paweł. O co chodzi? Czy chodzi o to by być słabym? Mam upodobanie w moich słabościach. O co ci chodzi Apostole Narodów? Czy mam chcieć być słabym, grzesznym, żeby doświadczyć mocy? A może nie trzeba tego chcieć, słabość sama przychodzi, słabość sama się uaktywnia, daje o sobie znać, często możemy ją dostrzec w naszej codzienności.

Wielu z nas może już niejednokrotnie przekonało się o krótkiej skuteczności swoich wysiłków w obieraniu postanowień. Że brakuje wytrwałości, cierpliwość kończy się i wzrasta nasza podatność na uległość pokusie. Obserwując siebie samych, własną codzienność, jak ją przeżywamy, można dojść do przekonania, że w dziedzinie wytrwałości, w wierności naszym wartościom jesteśmy słabi, samoniewystarczalni. Nasz zapał, nasza wydajność w pracy, w rodzinie, w społeczeństwie, nasza moralność wypala się, kurczy, a pod wpływem trudności zaczynamy szukać czegoś, co ulży naszej egzystencji, a co nie zawsze albo nawet rzadko zbliża nas do Boga. Wystarczy popatrzeć, jak wypoczywamy, jaką formę relaksu wybieramy, co daje nam odprężenie…?

W sytuacji przemęczenia, wypalenia, zniechęcenia, albo pogrążamy się w rozgoryczeniu, że życie obchodzi się z nami zbyt brutalnie, albo nasz stan odbieramy, jako sygnał by sięgnąć po pomoc i coś ze sobą zrobić. Pomoc pomoże przyjść od przyjaciół, którzy nas rozumieją, w pewnym sensie dzielą z nami codzienność. Pomocy szukamy również u specjalistów, po prostu u lekarzy, którzy maj nam pomóc radzić sobie z trudnościami. Tylko, no właśnie. Są to wskazówki, nauka metod, czyjaś ciepła obecność, ale pracę musimy wykonać sami i tutaj koło się zmyka, bo żeby móc coś ze sobą zrobić, nie wystarczy tylko chcieć, trzeba również mieć w sobie „tę moc” niezbędną do przezwyciężenia swojej słabości. Drugi człowiek wspiera jak potrafi, pokrzepia, pociesza, dodaje otuchy. Specjalista może naprowadzić na problem, pomóc go sobie uświadomić, skonfrontować się ze skalą trudności. Przepisze leki, wskaże metody radzenia sobie, może nawet poprowadzi zajęcia terapeutyczne, ale i tak cała praca przemiany dokonuje się w nas samych. Ażeby zmiana była faktyczna, muszą być uruchomione zasoby własne, tzn. wewnętrzna energia, która umożliwi skuteczne działanie. A przecież punktem wyjścia jest pytanie, jak zdobyć tę wewnętrzną moc (patrz tytuł).

Nie pokładajcie ufności w człowieku, który zbawić nie może

Już Psalmy wskazują na tę głęboką prawdę antropologiczną, że człowiek jest po prostu istotą kruchą i bez swojego Stwórcy i Twórcy (Pomysłodawcy) po prostu nie poradzi sobie w życiu w takim sensie, że nie osiągnie pełnej wolności, pełnego szczęścia w szarej codzienności. Czasem możemy sobie myśleć tak: gdybym był z kimś innym, gdzie indziej byłbym szczęśliwszy. Tak naprawdę problemów nie ma na zewnątrz, problemy są w nas, i gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, wszędzie tam gdzie będziemy, tam również będą nasze problemy, które tam ze sobą zabierzemy. Owszem odpoczynek jest możliwy dzięki zmianie miejsca, zmianie otoczenia, itp., ale po odpoczynku wracamy do pracy, do tych samym problemów i może się okazać, że wraca nasza bezradność i brak umiejętności w radzeniu sobie z tym, co dla nas trudne.
Jeżeli czujesz się pusty, pozbawiony życia, jeżeli doświadczasz pustki, to dobrze, bo jest to szansa wypłynięcia na głębię swojej wiary w Chrystusa Pana. Doświadczenie pustki egzystencjalnej, bycia bezwartościowym, pozbawionym sensu i chęci, choć jakże trudne, daje możliwość doświadczenia czegoś, co przekracza ludzkie możliwości. Kto doświadcza cudu w Ewangelii: ci, którzy nie widzą, którzy są umarli, którzy są zniewoleni przez złego ducha.

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przeszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

Jeśli czujesz się chorym, jeżeli masz się źle w swoim życiu i czujesz się nie w porządku wobec Boga, to jesteś tym, na kogo szczególnie z nadzieją patrzą Oczy Boga. Bynajmniej nie chodzi tu o to, by starać się usilnie być chorym, miewać się źle i robić wszystko by być nie w porządku wobec Boga. Nie trzeba tu się starać, wystarczy zrobić sobie porządny rachunek sumienia, by odnaleźć w sobie niezłego nieudacznika.

Faktycznie by przyjąć miłość Boga, Jego łaskę i moc, trzeba znaleźć w sobie miejsce, w którym miłość Boga zamieszka. A jakie naczynie jest najlepsze do tego by cokolwiek pomieścić w sobie, właśnie naczynie puste! Owszem ktoś powie, ale ja jestem naczyniem pękniętym, i nawet jak przyjmuję Jego łaskę, to i tak po paru dniach to wszystko marnuję. No to trzeba uszczelniać własne pęknięcia, „cementem sakramentu”, „klejem łaski Pana”, częściej niż dotąd. Jak ci się nie chcę to proś Go by dał ci „dar chcenia”, „dar głodu Boga”, głodu Jego miłości. Czasem trzeba zaczynać od proszenia o takie, wydawałoby się absurdalne rzeczy. Ale niestety przekonuję się coraz bardziej, że bardzo częstą przeszkodą w nawróceniu, uzdrowieniu zranień, jest po prostu brak chęci i wiary, że własna egzystencja może ulec diametralnej zmianie.

Boże, mój Ojcze. Niech Twoja miłość zrodzi we mnie głód pragnienia Ciebie, głód Twojej miłości. Spraw Swoją Ojcowską miłością, abym chciał być z Tobą, obudź we mnie pragnienie bycia z Tobą, pragnienie dzielenia z Tobą mojej codzienności.

Komentarze

MM pisze…
wrrrrrrrrrrr...
ale chmury i niebo są piękne :)
Takich miejsc się nie zapomina...
pamiętacie miły czas:)

Mój czas na Mazurach też miło wspominam; w niedalekich okolicach przyjmowałem chrzest...

ale skupiając się na notce:)
dobre słowo braciszku!

"Ale niestety przekonuję się coraz bardziej, że bardzo częstą przeszkodą w nawróceniu, uzdrowieniu zranień, jest po prostu brak chęci i wiary, że własna egzystencja może ulec diametralnej zmianie."

Upamiętanie - to jest to do czego wzywał Jezus; i chyba dzisiaj powinniśmy wzywać nieraz też siebie.
Upamiętanie, a nie poprawne zachowanie otwiera drzwi do ogordu łaski. Przeciwieństwem grzechu nie jest cnota, tylko ŁASKA.

Łaska Ojca z otwartymi ramionami czekającego na swojego zgubionego syna, bez wstawek typu:
" a nie mówiłem"
" co zrobiłeś ze swoim życiem?"
itp.

W ramionach tylko szept:
"Syn mój żyje, był umarły, a żyje; zaginał a odnalazł się!"



"Boże, mój Ojcze. Niech Twoja miłość zrodzi we mnie głód pragnienia Ciebie, głód Twojej miłości. Spraw Swoją Ojcowską miłością, abym chciał być z Tobą, obudź we mnie pragnienie bycia z Tobą, pragnienie dzielenia z Tobą mojej codzienności."

Ojcze, w imieniu Jezusa Chrystusa spraw proszę, by nasze serca usłyszały głos Dobrego Pasterze, który zaprowadzi w Twoje Ojcowskie ramiona. Otwieraj serce, które są zamknięte, pocieszaj te które się smucą, tu które się radują niech są od Ciebie pocieszeniem. Niech Twoja chwała wypływa z naszego życia. Amen!


Pozdrowionka Przemku!
Pozdro również. Zgadzam się w tym, że najczęstszym brakiem zmian jest po prostu to, że się nie chce nic ze swoim życiem zrobi, że nie chce się nawet modlić o to by się chciało coś zmieniać. Potrzeba jest modlitwy o chcenie
Myślę Przemku, ze też powinno się nam chcieć chcieć:)

Bóg działa na glebie naszej aktywności.

to tak króciutko,
by podkreślić nasze kroczki do Ojca:)

pozdro
Dlatego ja się modlę żeby mi się chciało
MM pisze…
Chyba się nie doczekam...
A że powoli zaczyna się świąteczne zamieszanie, to chcę Ci już dzisiaj złożyć świąteczne życzenia :)
Pełnych ciepła, spokoju i radości Świąt Bożego Narodzenia oraz spełnienia planów i marzeń w Nowym Roku! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Również tego, co piękne, co czyste i szlachetne, a więc Jezusa ci życzę. Dużo wewnętrznej radości i głębokiego pokoju.

Popularne posty