Pierwsze dni w Belgii



(Chór zakonny w klasztorze kapucynów w Antwerpii)


Pozdrawiam już z Belgii. Chodzimy do szkoły językowej, wrastamy w tutejszą wspólnotę braci, oni są dla nas bardzo życzliwi i wyrozumiali. Kościół tutaj potrzebuje kapłanów. Z powodu małej ilości kapłanów, w wielu kościołach nie zawsze w niedzielę jest celebrowana Msza. Również wśród Polonii jest spore zapotrzebowanie na duszpasterzy, ks. Ryszard ma już zdrowo po 60-ce, i jest sam na cały okręg Antwerpii, a Polaków jest tutaj kilkadziesiąt tysięcy, z czego część z nich deklaruje się jako katolicy. Dzięki wszystkim za modlitwę, ja czuję codziennie to modlitewne wsparcie, które umacnia nas do dawania świadectwa przynależności do Chrystusa. Sami dbamy o nasze braterskie życie i ducha modlitwy, bo wiemy jak to jest dla nas ważne. Antwerpia to wielkie miasto, z ogromną liczbą wielu ras, kultur i religii. Być dla nas chrześcijaninem tutaj, to przede wszystkim nie bać się świadczyć (zewnętrznie-habitem) że przynależę do Chrystusa, jestem chrześcijaninem, zakonnikiem Kościoła Katolickiego. Dlaczego to świadectwo jest takie ważne i ma być widoczne, zewnętrzne, a to dlatego, że miasto jest zdominowane przez różne religie, a chrześcijaństwo jakoś jest niewidoczne, potraktowane jako relikt, stąd nasza misja, przypominać, że Jezus żyje i kocha człowieka.

Dla relaksu, biegam sobie po mieście, wzdłuż portu, to daje mi odprężenie i pozwala rozładować emocje. Bycie tutaj jeszcze bardziej mobilizuje mnie do modlitwy, tu nie ma półśrodków, albo trwasz blisko Jezusa, albo rozmiękasz w swojej wierze, w swojej wierności, w swojej tożsamości. Dla mnie osobiście trudnością jest chodzenie do szkoły w habicie. Czuję się przez to trochę jak na arenie (ewangelicznie można by powiedzieć "na świeczniku"), na oczach innych, pozbawiony prywatności, wystawiony na forum publiczne. To trochę krępujące zważywszy na to, że przyzwyczaiłem się (w Polsce) do tego, że po mieście zazwyczaj chodziłem bez habitu. Tutaj zaczynam widzieć, jak ważną sprawą jest nasza obecność tutaj. To co się przez nas tutaj dzieje, to nie tylko wyjazd trzech kapucynów do Belgii, to nie tylko wyjazd trzech kapłanów do kraju potrzebującego kapłanów, to przede wszystkim pielęgnowanie żywotności chrześcijaństwa tu, gdzie ono się tli, to dbanie by duch Chrystusa nie wygasł na tej, kiedyś jakże katolickiej ziemi. Czy nam się to uda, czy zapuścimy tutaj korzenie, czy odnajdziemy się w tej rzeczywistości...nie mam pojęcia. Wiem, że trzeba tu być, trzeba się tu modlić, trzeba uwielbiać Jezusa na tej ziemi i w duchowej ciemności zachodniej Europy rozpalać ogień łaski Bożej, by choć trochę świateł w tej ciemnej-bogatej dolinie tliło się i dawało ciepło przynajmniej tym, którzy tego światła pragną.

Komentarze

MM pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Elżbieta pisze…
Pax! A właśnie miałam do brata napisać jak tam pierwszy tydzień w Belgii:)
Pozdrawiam i zapewniam o modlitwie.
Ela T
Dzienx za modlitwę, teraz właśnie kszatałtuje się nasz sposób funkcjonowania w Belgii. Dzisiaj jedna osoba na mieście zapytała zapytała Rafała i Marcina, czy są prawdziwi, odpowiedzieli że tak, na to ten człowiek mówi że ma dla tego szacunek. Modlitwa pomaga nam zaklimatyzować się, bo na razie stanowimy coś egzotycznego
Miałem dzisiaj przerwę w zajęciach, to poszedłem sobie do pobliskiej kawiarni wypić kawę, w pewnym momencie przysiadł się do mnie barman (starszy pan) i pyta kim jestem. Chwilę o mnie pogadaliśmy i sobie poszedł. Owszem tutaj w mieście Antwerpii jest mnóstwo egzotyczności, ludzie chodzą w swoich strojach narodowych, szczególnie robią wrażenie ortodoksyjni żydzi, w swoim pełnym stroju.
Palabra pisze…
A zatem - owocnej obecności i przystosowywania się do nowego miejsca!

Pokornie proszę o modlitwę - w sobotę mam bardzo ważny egzamin, od którego duużo zależy...
Unknown pisze…
Pax et Bonum!

Drogi Braciszku, życzę wielkiej odwagi w byciu na świeczniku. Cieszę się też bardzo, że we współbraciach znajduje Brat wyrozumiałość i pomoc.
Co do noszenia habitu, to mam tylko nadzieję, że kiedyś sama się o tym przekonam.

Pozdrawiam modlitewnie,

Rzodkiew
To bycie na świeczniku...Dzięki Rzodkiew. Pozdrawiam cię serdecznie i życzę pozytywnych pierwszych doświadczeń w Lublinie. Lublin to fajne miasto, a poczekajka z okolicami stwarza fajny ciepły klimat, jest tam wszystko, co potrzebne, by się rozwijać. Powodzenia na nowej drodze życia.
niśka pisze…
wspieram modlitewnie też!+
Misje- coś niesamowitego :))
Pozdro też dla brata Marcina.

A Lublin, ach! POCZEKAJKA, POCZEKAJKA! KLIMAT jedyny w swoim rodzaju :)
dodałabym...jeszcze kaplica u ss. Kapucynek NSJ w Siennicy (ale to już taka myśl prywatna:p) :)
Dzisiaj, jest szersze rozumienie słowa misja. Do niedawna słowo misja kojarzyło się tylko z terenem, gdzie nie ma jeszcze chrześcijaństwa. Obecnie dokumenty Kościoła, i naszego zakonu, mówią o reewangelizacji, o nowej ewangelizacji. Słowo misja rozszerza się na te tereny, w których chrześcijaństwo zanikło, lub jest na etapie wymierania, a żywotność chrześcijaństwa zamiera na terenach całej Europy zachodniej. I na tych właśnie terenach powstają oddolne i odgórne ruchy odnowy chrześcijańskiej, dokonujące przebudzenia wiary katolickiej we współczesnym swiecie
niśka pisze…
Na pewno trzeba mieć powołanie by być misjonarzem. Bardzo trudne to wszystko rozkminić. No bo pół biedy przemodlić kwestię: samotność, małżeństwo, zakon , ale misje? Nie dość, że mało o tym się pisze/mówi o samym przeżywaniu takiego życia, to jeszcze wsparcia od rodziny żadnego sie nie ma no bo przecież: `a gdzie ty tam dziecko daleko od domu...`. Ja właśnie jestem na etapie zasłuchiwania się w świadectwa misjonarzy. m.in. ks. Stanisława z Czadu , oraz ostatnio o. Marka, który był w Kanadzie. Dwa różne światy. A dwa dzieła fascynujące.
Kolorowy Miś pisze…
"To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą (...)
Ustanowię cię światłością dla pogan,
aby moje zbawienie dotarło
aż po krańce ziemi.
Tak mówi Pan, Odkupiciel Izraela."
Iz 49, 6-7

Pozdrawiam i wspieram modlitwą...
Krystian :)

Popularne posty