Nie tak widzi Bóg jak widzi człowiek



Zmartwychwstanie pokazuje, że cierpienie ma sens. Kiedy myślimy o działaniu Boga w naszym życiu, to tak czasem może nam się wydawać, że będzie nam tak miło, Jezus przyjdzie tak pogłaszcze, utuli, zrobi się ciepełko i wszystko gra. I wielu ludzi właśnie takiego chrześcijaństwa szuka, gdzie człowiekowi będzie robiło się cieplutko. Owszem, chyba każdy z nas w Chrystusie szuka właśnie ciepła, utulenia i ukojenia. To dokonuje się w relacji miłości, ale chrześcijaństwo to nie tylko ciepłe chwile. Fundamentem chrześcijaństwa jest Wcielenie Syna Bożego w brutalną rzeczywistość świata. Wejście w życie ludzi słabych, obarczonych niedoskonałościami, słabościami, niedojrzałościami. Ukryte życie wśród ludzi. Dalej, głoszenie Słowa do istot niestałych. W końcu okrutne cierpienie i śmierć za nich bez widocznych owoców. No i Zmartwychwstanie, które ostatecznie pokazuje, kto jest Panem.

Patrząc na swoje życie można się zastanawiać, jak to u nas jest, jak to jest u mnie. Co mówi mi moje życie, co mówi mi Pan o mnie samym, co mówi mi o Sobie, co mówią mi moje grzechy?

Jakże często może okazywać się, że choć modlimy się „bądź wola Twoja”, to jednak w praktyce chcemy żeby była nasza wola. Czyż nie mamy własnych koncepcji szczęścia, czy nie mamy pretensji do Pana, że w naszym życiu nie dzieje się tak i tak (i tu pokazujemy Mu wręcz ze szczegółami jak powinno wyglądać nasze życie).

Droga, którą Pan nas prowadzi może często wydawać się bezsensowna, głupia. Może często nie zgadzamy się z tym jak Pan nas prowadzi. Modlimy się np. Jezu daj mi to, co jest mi potrzebne żeby stawać się lepszym, a gdy faktycznie Jezus daje nam swój skarb, który się sprawdził i który dokonał najwięcej – cierpienie – wówczas się buntujemy i mówimy "co to to nie". Wszystko tylko nie cierpienie, wszystko tylko nie samotność, wszystko tylko nie moja słabość. Kiedy najbardziej objawia się Moc Chrystusowego krzyża? Wtedy, kiedy widzę moją nędzę, moją samoNiewystarczalność, moją niemoc i moją totalną porażkę. I tu nie chodzi o to, by starać się upaść jak najniżej, żeby móc tę swoją słabość dostrzec. Po prostu warto przypatrzeć się swojemu własnemu życiu, a wtedy zobaczysz, co tobą kieruje, co ci daje radość a co cię zasmuca. I w takiej prostej obserwacji samego siebie zobaczysz to, kim i jaki(a) jesteś.

Dlaczego Faryzeuszom i uczonym w piśmie tak często obrywało się od Jezusa? Bo ciągle myśleli, że są od niego mądrzejsi, że są mądrzejsi niż Bóg. A przecież ich Bóg przyszedł do nich nie w poniżającym ich majestacie, ale w pokornej postaci Syna cieśli, by nie musieli przy Nim odczuwać kompleksów, poniżenia czy zażenowania.
Jezus powoli prowadzi swoje owce. Na wiele spraw potrzeba po prostu czasu, aż rozjaśni pewne kwestie dotyczące naszego życia. Problemem naszego katolicyzmu często jest to, że nie słuchamy Boga. A potem narzekamy jak to Bóg jest daleko, nie rozumie, czym żyjemy, nie przejmuje się naszymi problemami. Czy faktycznie Bóg jest od nas daleko, czy to my o Nim zapominamy i przypominamy sobie tylko wtedy, gdy coś nie gra i trzeba z Nim coś załatwić albo na Niego ponarzekać?

„Deus semper maior” mówi stare powiedzenie z Tradycji Kościoła. Bóg zawsze większy. Nie tak dawno, kiedy na przerwie między lekcjami powiedziałem, że Bóg wie lepiej niż my, to usłyszałem z ust nauczycielki i jednego kolegi z klasy, że Bóg to taki cynik, przemądrzałek, coś w tym rodzaju. Brak wiary po prostu, nieznajomość Chrystusa Boga kochającego.

Jezu ukrzyżowany za mnie, ucz mnie chodzić za Tobą i choć nie łatwo, ucz mnie być Tobie posłusznym. Ty, który zwyciężyłeś, ucz mnie być cierpliwym wobec siebie samego, abyś Ty mógł we mnie zwyciężać.

Komentarze

Felicita pisze…
Chciałabym kiedyś tak jak św. Faustyna móc powiedzieć: "nie zważając na ból serca, szłam za wolą Bożą"...
Zawiedziona, zraniona miłość ludzka boli. Boli także własna ułomność i grzeszność.
Może też w cierpieniu rodzi się prawda... Prawda o tym, że każdy człowiek potrzebuje Boga. Potrzebuje Jego Miłości, bo tylko Jego miłość jest odkupieńcza...
Pozdrawiam i dziękuję za te rozważania.
W ogóle kwestia cierpienia jest trudna, trudno się o tym mówi (pisze),a jeszcze trudniej przeżywa. Cierpienie jest próbą miłości jest też szansą na największy skok ku dojrzałej wierze. No tak gadanie, łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Cierpienie na pewno oczyszcza z egoizmu, przeżyte w zjednoczeniu z Chrystusem daje możliwość duchowego wzrostu w wierze, tylko niestety, trzeba być świadomym, że cierpi się samemu i często w osamotnieniu, tzn. że jest to odcinek drogi, który trzeba przejść samemu (na zasadzie przeżyj to sam)
MM pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Wszystko jest wyjaśnione w ST, NT i Nauczaniu Soborów i nauczaniu papieskim, u Ojców Kościoła, tylko nie chce się tam zaglądać i dlatego jest tak, a nie inaczej
MM pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Pewnie że jasne, Bóg wszystko jasno powiedział, to my jesteśmy tak skomplikowani, że ciągle coś jest nie tak. To, że pewne kwestie dotyczące wiary są dla mnie jasne, nie oznacza, że łatwo mi się żyje

Popularne posty