Ocal w sobie to, co masz najpiękniejszego

Słucham sobie właśnie mojego od lat ulubionego zespołu Pearl jam. Do tego posta zachęciły mnie ostatnie pewne przemyślenia. Motto, które gdzieś w głębi cichym głosem brzmi „ocal w sobie to, co masz najpiękniejszego”. Żyjemy w świecie takim, jaki jest, nie wszystko nam się podoba, nie wszystko co dzieje się w nas, nie wszystko jest fajne. Jednak jest jak jest. Nie na wszystko mamy wpływ. Nie wszystko (i nie wszystkich) nawet samych siebie nie potrafimy zmienić. Mamy jakiś tam wpływ na nasze postępowanie, ale trzeba czegoś silnego, co poprowadzi nas przez to życie. I tu zaczynam mówić o Jezusie Chrystusie Panu naszym. Kiedy patrzę na jakość mojej konsekracji, mojego kapłaństwa, mojego zaangażowania w misję tutaj w Belgii, moje relacje z moimi współbraćmi, widzę wiele braków, słabości, grzechów, itd. No i co w związku z tym? Poddać się? Dać sobie na luz? Odpuścić sobie? A może poddać się jakiemuś działaniu różnych uśmierzaczy i tak egzystować na dopalaczach?
Kiedy obserwuję życie ludzi wokół i swoje życie, widzę, że wiele mamy wspólnego, codzienność, problemy, radości. Mało tego, widzę jak ludzie są ode mnie o niebo zdolniejsi, bardziej kulturalni, lepiej wychowani, bardziej dostosowani. Jednak wiadomo, nie wszystko jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Nie wiemy wszystkiego co dzieje się we wnętrzu człowieka, widzimy jego postać, twarz, mimikę, sposób zachowania, ekspresję, tyle. Ale do czego zmierzam. Może jest to pewna egzystencjalna refleksja. Ocal w sobie to co masz najpiękniejszego. Ocal w sobie wrażliwość, którą masz w sobie. Tej naszej wrażliwości nie ukryjemy dzięki jakimś dopalaczom, które nas tłumią i pozwolą wyalienować się z rzeczywistości. Jeśli tak miało by być, narkomani i alkoholicy byliby najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, a tak nie jest. Myślę, że tą perłą, która umożliwia ocalenie swojego prawdziwego „ja” jest dostrzeżenie, że jest przy mnie Jezus, bez względu na to jak to moje życie wygląda. To dostrzeżenie Jezusa przy sobie jest łaską wiary. Tak myślę, że łaska próbuje dostać się do naszych zdolności poznawczych na różne sposoby. Historia mojego i twojego życia jest terenem, nad którym przelatuje Duch Święty. Mało tego, Jezus jest wśród nas obecny w całym realiźmie współczesnego świata. Nasz Pan jest największym realistą na świecie. Nie pogardził żłobem, nie gardzi XXI wiekiem. Jeśli świat się jeszcze nie skończył to pewnie dlatego, że On ciągle daje każdemu człowiekowi szansę, możliwość zrozumienia i przyjęcia właściwej postawy względem przemijalności, względem swojego życia i swojej wieczności. Jednak świat nie będzie trwał wiecznie. Przyjdzie kiedyś „wielkie podzielenie”. Przyjdzie kiedyś sumienne podsumowanie połączone z konsekwencją konkretnej wieczności. W związku z tym, ośmielę się użyć słowa MUSIMY, musimy znaleźć radość prawdziwą, która wypływa poza doczesność. Właśnie ta „nieziemska radość” angażuje nasz zapał w budowanie tego co „dzisiaj” się nazywa. Myślę, że w poszukiwaniu tego „czegoś” kwestią najistotniejszą jest zaangażowanie całej intensywności swojego serca. Czyli innymi słowy Miłość domaga się naszej miłości, mojej miłości. Może jeszcze inaczej. Trzeba nam szukać całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym umysłem. Szukać pełni. Jeśli to będzie się dokonywać, wówczas na drodze naszego poszukiwania pojawi się On, Ukrzyżowany i Zmartwychwstały. Nie musimy wszystkiego rozumieć, nie musimy znać odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania. Ważne abyśmy zobaczyli, że na tym świecie nie jesteśmy sami. Choćby czasem albo i często lub nawet ciągle nasze życie przypominało splot nieszczęść i życiowych niepowodzeń, On ciągle przy nas jest jak wierny przyjaciel, który nie da się niczym zniechęcić. Tak, Jezus jest bardzo uparty, nawet wtedy, kiedy mówisz Mu żeby sobie poszedł, że nie zasługujesz na Jego miłość. Jest wytrwały, tak jak wytrwał próbę krzyża, tak znosi nasze niepowodzenia, ale On wie i my musimy też wiedzieć, że czeka nas wieczność i nie wolno nam się pomylić, dać się zwieść jakiejś ułudzie. Można przegrać walkę, ale nie wolno nam przegrać wojny! Znamy to. Ale ważne jest by to mocno wbiło się w naszą świadomość i przechodziło w czyny. Jezus widzi jak oporni jesteśmy, jak nasza zmiana ślimacze ma tempo. Jak jesteśmy niestali, niesłowni i wszystko co dotyczy wartości u nas jest na „nie”. Może być tak, że zewnętrznie nie zmienią się nasze największe problemy, że do końca życia pozostanie w nas ślad minionych doświadczeń. Nie znikną pokusy, ale my możemy się w tym wszystkim zmienić. Gdzieś w głębi nas samych możemy zacząć oddychać nowym powietrzem nawet w najbardziej zanieczyszczonym środowisku. Bo nasza egzystencja zależy od odnalezienia tej perły, z którą w ręce trzeba nam przeprawiać się przez wiele bagien, zarośli, skrzyżowań, pustyń, ale wiemy dokąd zmierzamy, znamy obietnicę i znamy Tego, który nam w tej niebezpiecznej wędrówce przewodzi, nie zostawia nas w trudnych momentach, ale idzie przed Nami jak najlepszy, zaprawiony przewodnik, który nigdy się nie poddaje, ale we wszystkim wypełnia wolę Tego, który Go posłał.

Komentarze

zyciowawedrowka pisze…
Czytając tą notkę, myśląc nad nią wiele przychodzi do głowy i trudno to wyrazić. Od razu jednak przypomina mi się opowiadanie pt 'Ślady na piasku'; jego krótszą wersję zacytuję tutaj, nie wiem kto jest autorem:
'W życiu zdarzają się nam czasem trudne sytuacje, kiedy wydaje się nam, że nie ma na świecie nikogo, kto byłby bardziej smutny, komu tak nic by nie wychodziło, jak nam. Narzekamy nawet, że my się modlimy, ale Pan Bóg o nas zupełnie zapomina, nie słyszy i nie widzi, jak bardzo jesteśmy bezradni. Tak czuł się kiedyś pewien pan w ciągu dnia, a nocą miał bardzo dziwny sen.

Śniło mu się, że szedł po plaży, a obok niego szedł Pan Bóg. Na niebie pokazywały się sceny z jego życia. Jednocześnie na piasku pojawiały się dwie pary śladów na piasku – jedna para od jego stóp, a obok niego ślady stóp Pana Boga. Po wyświetleniu ostatniego kadru na niebie znów popatrzył na piasek i zauważył, że jest wiele miejsc, w których są tylko jedne ślady. Zauważył też, że były to właśnie te chwile, w których mu było najbardziej przykro, chwile, w których myślał, że nie ma żadnego wyboru, nie widział rozwiązania problemów. Właśnie to zmartwiło go najbardziej, wiec zapytał Pana Boga: „Panie, powiedziałeś mi kiedyś, że gdy będę chodził za Tobą, zawsze będziesz przy mnie, ale zauważyłem, ze podczas tych najcięższych chwil na piasku zostawały tylko jedne ślady. Nie rozumiem dlaczego porzuciłeś mnie akurat wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem Twojej pomocy?”

A Pan Bóg odpowiedział:

„Moje drogie dziecko, bardzo Cię kocham i nigdy Cię nie porzucę. Tam, gdzie widzisz tylko jedną parę śladów, podczas Twoich cierpień, to te chwile, w których nosiłem Cię na rękach…”'

Skopiowane z: http://nocotytato.org.pl/ogolne/slady-na-piasku/#.TrbV7XIYyt8

Popularne posty