Głód miłości
Głód miłości. Każdy jej potrzebuje by żyć, choć każdy inaczej ją nazywa i gdzie indziej upatruje. Karmimy się wieloma rzeczami, może nawet już nie szukając miłości ale choćby jej okruszyn. Może już nam nie zależy by żyć pełnią serca, lecz tylko przeżyć dzień i zasnąć. No Bo tak, Bóg jest TAJEMNICĄ, a my potrzebujemy czegoś oczywistego. On jest NIEUCHWYTNY, a my potrzebujemy czegoś, czego się chwycimy. On jest DUCHEM, a my potrzebujemy czegoś na wskroś materialnego, „rzeczywistego”, czego będziemy mogli dotknąć i przytulić się.
I gdyby nie wiara, to faktycznie, Bóg jest fikcją. To właśnie łaska wiary otwiera rzeczywistość nieuchwytną ludzkimi rękami. Z wiarą jest jak z nałożeniem specjalnych okularów, przez które świat wokół nas i w nas ma zupełnie inną jakość. I co jest ciekawe, w dzisiejszym świecie, w którym ciągle coś złego się dzieje, wojny, konflikty, niebezpieczeństwo nuklearnych konfliktów, zanik poczucia wartości, a wzrost pseudowartości kierujących rzekomą „kulturą współczesną”, może sprawić w wielu ludziach utratę wiary w sensowność bycia uczniem Chrystusa. No bo przecież wszyscy wokoło dają sobie na luz, świetnie się bawią, to dlaczego ja mam żyć inaczej? Dlaczego mam podążać za czymś co jest tajemnicą, skoro tutaj realnie mogę świetnie się bawić?
Myślę, że chrześcijaństwo XXI wieku będzie, zresztą już tak powoli się staje - rzeczywistością ludzi dojrzałych, tych, którzy wiedzą, czego chcą, wiedzą, KOGO chcą. I może to jest jakiś znak czasu, że z jednej strony dużo ludzi przestaje mieć wrażliwość wyczuloną na Boga, półśrodki ich nie satysfakcjonują (przez półśrodki rozumiem, takie bycie pół-katolikiem, trochę wierzę trochę nie), a z drugiej strony pojawiają się ludzie, którzy potrafią uzasadnić swoją wiarę, nie tłumacząc tylko tym, że „wierzę, bo zawsze tak było”.
Dotykanie wieczności.
Nieustanną inspiracja dla mnie jest obraz „Wielka cisza”. Zawsze, kiedy sięgam po ten film, by obejrzeć choćby przez pół godziny życie kartuzów, rozpala się we mnie pragnienie dotykania i poruszania się w tej samej rzeczywistości, co „oni”. Ciągle powoli dociera do mnie, że ta rzeczywistość jest na wyciągnięcie ręki. Świat wiary ciągle jawi się jako obietnica, nowego nieba i nowej ziemi. To jest właśnie ten przedsmak, w który możemy wchodzić już tutaj. Ale potrzeba do tego wyciszenia, zamknięcia się w swojej izdebce i modlitwy do Boga, który widzi w ukryciu. I tutaj mnie zakonnikowi jest łatwiej niż np. małżonkom w rodzinie. Mnie dzieci nie płaczą, mam spokój w klasztorze, mam tę swoją izdebkę, gdzie mogę się zamknąć i modlić się w ukryciu do NIEGO. O wiele trudniej jest małżonkom o taką izdebkę.
I to jest chyba istota życia konsekrowanego, bycie z Bogiem sam na sam, w klimacie pewnego rodzaju samotności, która sama w sobie jest neutralna, a tylko ode mnie zależy czy stanie się jękiem osamotnienia, czy może stanie się przestrzenią spotkania sam na sam z Tym, który jest cały MIŁOŚCIĄ. Pod względem jakości miłowania i przeżywania miłości, stan zakonny góruje nad małżeńskim. Tutaj chcę by te słowa były wsparciem dla wszystkich osób konsekrowanych i celibatariuszy, którzy czasem sądzą, że są samotni, że lepiej jest kogoś sobie znaleźć, by móc cieszyć się miłością w doczesnym życiu. Tak naprawdę mamy skarb, z którego albo za rzadko albo w ogóle nie korzystamy. Mamy piec, który rozpala do czerwoności, mamy serce Boga, które nasyca w pełni. Jeśli jednak czegoś nam w tym wszystkim brakuje, to jest to oznaka naszego lenistwa, właśnie braku wiary w istnienie miłości, w której możemy mieć swoje spełnienie.
Wiem też, że sam wiele razy "nawaliłem", "dałem plamę", ale widzę też, że obietnica "nowego nieba i nowej ziemi" ciągle stoi przede mną otworem i woła. Pan ze mnie nie rezygnuje nawet gdy ja oddalam się od Niego. Nie chodzi tu o tłumaczenie lub bagatelizowanie swojej winy, chodzi raczej o nadzieję, która ciągle wzywa do wzrostu, do głębszego życia wewnątrz Trójcy Świętej.
Czas na spotkanie sam na sam. Izdebka. Postawa. Powierzenie siebie. Przyjmowanie, napełnianie się Nim.
Komentarze
A miłość? No przecież Bóg sam po stworzeniu Adama stwierdził, że niedobrze, żeby mężczyzna (człowiek) był sam. No i nawet kartuzi w tym swoim odosobnieniu raz na tydzień się spotykają i nie mogą się nagadać (jak czytałam w recenzji). Osobiście twierdzę, że nikt nie może żyć całkowicie sam (tylko z Bogiem) i pozostać przy zdrowych zmysłach. Ale jeśli na całym świecie jednak ktoś taki by się znalazł, to byłby to wyjątek potwierdzający regułę ;)
Czy ja chcę zostać kartuzem? Nie. Lubię kapucyński świat i uważam że kapucyni to najlepszy zakon na świecie, widzę natomiast w sobie pragnienie dotykania głębią swojej istoty Tajemnicy Boga. Czy to jest możliwe tylko u kartuzów? Nie. Ja też mam swoją izdebkę. Czy kontemplacja jest czymś przeciwko charyzmatowi franciszkańskiemu? Wystarczy poczytać życiorysy św. Franciszka by zrozumieć, ile on przebywał sam na sam z Bogiem. Jak przygotowywał się do głoszenia kazania.
JPII powiedział, że XXI wiek albo będzie wiekiem kontemplacji, albo w ogóle go nie będzie. I widzimy, że powierzchowna wiara nie wystarcza by nasycić duszę, potrzeba jest wypływania na głębię, by móc doświadczyć czegoś szczególnego.
"św.Jan od Krzyża, obrońca karmelitańskiego ideału mistycznej kontemplacji, sam nie był zwolennikiem całkowitej samotności, ani nie nawoływał do skrajnej surowości, ale obrał drogę środkową, łącząc samotność i kontemplację z kaznodziejstwem i kierownictwem dusz. (...) Dla karmelity apostolat we właściwy sobie sposób, zachęca do kontemplacji - tak, jak kontemplacja jest źródłem autentycznego apostolatu." Owszem to dotyczy karmelitów bosych, nie wszystkich zakonów klauzurowych, ale karmelitów też obowiązuje milczenie, i również sporo się modlą i również dążą do zjednoczenia z Bogiem, a jednak ich zasady są mi bliższe. Bo wychodzą z nimi do ludzi. Np. do mnie.
Wcale nie twierdzę, że modlitwa kontemplacyjna nie jest ważna czy komuś nie pomaga. Rozumiem potrzebę "izdebki", nawet zupełne odosobnienie na jakiś czas (czasem sama miałabym na to ochotę), ale nie bardzo aż takie odcięcie od świata. A karmelitanki, wiem, że one modlą się i w intencji całego Kościoła i kapłanów, a także przyjmują intencje od każdego. Tak, o tym wiem. A egoizm skojarzył mi się z myślą, że zamknę się bezpiecznie za murami, bez kontaktu z tym co "atakuje" w "świecie", bez przychodzących wiernych, którzy "coś ode mnie chcą" i będę szukać zjednoczenia z Bogiem. Ja Go szukam, Ja się zjednoczę itp. Jest sporo rzeczy, których nie rozumiem ale stwierdzenie czegoś, czy wyrażenia własnych odczuć nie jest potępieniem.
Wracając do kartuzów (i innych zakonów o podobnym stylu życia). Ich życie i ich wybór. Mają do tego prawo. A ja mogę nie rozumieć i się zastanawiać, bo też mam takie prawo.
Nie wszystko musimy teraz rozumieć, ale faktycznie warto się nad tym tematem zastanowić, bo czy czasem nie jest tak, jak powiedział JPII, że godzina adoracji więcej znaczy w dziele ewangelizacji, niż godziny różnych akcji. jestem i za tym i za tym, ale faktycznie modlitwa wyprzedza działanie i myślę, że to, że niektórzy ludzie Kościoła są za mało przekonujący, wynika z braku głębokiego życia duchowego.
A co do jeszcze tematu zamknięcia w klauzurze, myślę, że jest to skarb dla Kościoła. Żadna ucieczka, lecz wręcz przeciwnie, myślę, że właśnie tam, w klęczniku, na modlitwie ważą się losy świata.