Maryja


Żar

Czułości szuka każdy. Małżonek, ksiądz, siostra zakonna, gimnazjalistka, starzec. Każdy z nas szuka poczucia bycia kochanym i doświadczania tego na własnej skórze. Doświadczenie bliskości, wręcz intymności to potrzeba, która nie ma sobie równej. I w tę potrzebę wchodzi Najświętsza Matka Zbawiciela, by nauczyć uczniów Pańskich właściwej relacji ze swoim Synem. Relacji, która odwołuje się do serca, do tej najgłębszej ale też najbardziej zdradliwej rzeczywistości w człowieku. (No właśnie to serce, rzeczywistość najbardziej zdradliwa, a jednak najbardziej potrzebna, bo tej rzeczywistości żąda od nas Bóg)

Relacja

Owa relacja z Jezusem przypomina umiłowanego ucznia, który kładzie głowę na sercu Mistrza, tak, że czuje Jego bliskość. Modlitwa wyuczona, sucha, ujęta tylko w pojęcia, nie nasyci serca głodnego miłości. Jeżeli pojawiają się w naszym życiu różnego typu rekompensaty, odstępstwa, to najczęściej dlatego, że nie dbamy o żar swego wnętrza. I to dbanie o ten żar swojego serca jest walką, walką często z samym sobą. Dlaczego? A no dlatego, że czasem w nas samych nie znajdujemy drew, które moglibyśmy dorzucić do owego ognia miłości Bożej. Jak to zwykle mówimy, „stygniemy” na skutek rezygnacji z modlitwy dla setek różnych mało znaczących i nienasycających serca spraw. Owszem, modlitwa najlepiej idzie, gdy jest jakiś klimat, jakaś wzniosłość albo znowu kac moralny z powodu grzesznego upadku.

Przykład

Pobożność maryjna, inaczej relacja z Maryją jest dla mnie pewnym dylematem, bo niby różaniec jest, ale jakaś taka głębsza więź z Maryją. A przecież, jak tak człowiek sobie uświadomi kim jest Maryja w historii zbawienia i dlaczego gładzi głowę węża, wówczas zmienia się myślenie. Ta nienaruszalność i wolność od zamętu grzechowego to przecież to, czego każdy z nas myślę w głębi siebie samego bardzo pragnie. Myślę, że w głębi każdego z nas, bez względu na poziom doskonałości bądź grzeszności, każdy tęskni za harmonią, niesfałszowanym pokojem, czystą radością i miłosną relacją z Bogiem, który Sam jest MIŁOŚĆIĄ i który KOCHA tak, jak nikt kochać nie potrafi, kocha tak, że ta miłość powala. A jednak On jest też tajemnicą, nieuchwytny, ukryty w głębinach i tylko tam można Go znaleźć, w głębi siebie samego, w głębi ludzkiej refleksji a nie w przyzwyczajeniach. Dlatego Maryja jest tak bardzo nam potrzebna, bo ona umie być przy Nim zawsze. I ona może nauczyć mnie i ciebie rozpalania tego żaru, który trawi duszę i rozpala najgłębsze pragnienia. Ona jest pocieszycielką, wspomożeniem, królową, uzdrowieniem dlaczego, bo odbija w sobie to, co pochodzi od Niego, który w pełnym znaczeniu jest Pocieszycielem, uzdrowieniem, wspomożeniem, wybawieniem, odnowieniem, przebaczeniem, pięknem. Jeśli podziwiamy w Maryi jakieś przymioty to są one odbiciem samego Boga.

Piękno Maryi to zapowiedź piękna wszystkich zbawionych.

Proście, a otrzymacie

A jednak przyglądając się swojemu życiu, można dostrzec ogromną różnicę pomiędzy Maryją a mną. Zatem to upodobnienie się do Niej pozostaje niestety pragnieniem niezrealizowanym i żeby nie wrócić do punktu wyjścia, żeby nie utknąć na mieliźnie, trzeba się modlić o to, czego serce pragnie i prosić o rozpalenie żaru wieczności. Przecież kto prosi, ten otrzymuje, a zatem...

Komentarze

browncharacter pisze…
A moja relacja z Maryją jest (jak mi się wydaje) całkiem niezła :) Może właśnie dlatego, że potrzebuję tej czułości, a Ona jest Mistrzynią w jej okazywaniu. I zawsze przypomina mi, Kto jest moim PANEM - wskazując na Jezusa.

Nie wiem, może bierze się to stąd, że Maryja jest stawiana jako wzór dla kobiet, a wzorem jest niewątpliwie niedoścignionym i brakuje mi takiej 'dobrej' (Najlepszej!) Przyjaciółki - Ona nią jest!
Bardzo bym chciała żyć tak jak Maryja - wyrażać swoją gotowość do przyjęcia woli Bożej, służyć bliźnim, mieć taką macierzyńską czułość i dobroć w sobie. Może to naiwne słowa, ale...i tak bym tak chciała! :) I będę się modlić o Jej opiekę, dla siebie i dla Brata też! :P
Pax
No ja powoli odkrywam znaczenie Maryi w swoim życiu. Maryja to dla mnie taki wzór relacji z Jezusem, i ta jej wolność od grzechu która budzi harmonię.
Czasami sobie myślę, że powinienem żyć jakieś ponad 200 lat przynajmniej, żeby choć trochę nauczyć się mądrości. Jak tak czasem się zastanawiam nad rzeczywistością, to pojawiają się jakieś takie iskry mądrości, a gdzie tu jeszcze tym żyć, a kiedy na poważnie wejść na drogę świętości.No z 200 lat co najmniej.

Popularne posty