Droga Krzyżowa

Droga krzyżowa

I Jezus na śmierć skazany. Potępienie-to najgorsza ze śmierci.

Śmierć jest nierozłącznie związana z życiem każdego z nas. Nie uniknie jej nikt. Jeżeli ktoś myśli, że śmierć to tylko zjawisko, którego finał jest na cmentarzu, to się grubo myli. Istnieje śmierć o wiele groźniejsza, mająca o wiele poważniejsze skutki: najbardziej dramatyczna śmierć jakiej człowiek realnie może doświadczyć, to smierć wiecznego zbawienia. Człowiek został stworzony by cieszyć się życiem przez całą wieczność, jednak gdy odrywa się od źródła swojej egzystencji czyli Boga, odrywa się od oazy życia i skazuje siebie na egzystencję wiecznej pustyni, pustyni, na której będzie umierał z nienasyconego pragnienia miłości. Potępienie, to bolesna śmierć wszelkich nadziei, ta śmierć, to udręka nie mająca końca. Potępienie, to śmierć wszystkiego, co kochaliśmy i za czym tęskniliśmy. Potępienie, to owoc fatalnej pomyłki, jakiej człowiek uległ w tym życiu. Ta pomyłka to wynik utraty aspektu duchowego. Utrata spojrzenia utkwionego w Jedynym i prawdziwym Bogu. Potępienie, to zagubienie punktu orientacyjnego. To zatracenie się w mentalności tego świata, gdzie trzeba używać, zaspokajać, uciekać od problemów i krzyży. Ten świat uczy życia na lekko i przyjemnie. A wszystko co przynosi trud i cierpienie, trzeba łagodzić grzechem. Są tysiące grzechów, które stosuje się jako antidotum na ból życia. I grzech dodawany do grzechu, coraz bardziej niszczy i zabija wszelki ślad Bożej obecności i Bożego działania. Tylko, że grzech Boga nie może zniszczyć. Zniszczyć natomiast może wszelkie niepodobieństwo do Boga, aż do tego stopnia, że człowiek zamiast upodobnić się do Boga, który jest pokorny, łagodny, czysty, bliski, wolny, delikatny, mądry, przyjmujący cierpienie, człowiek staje się pyszny, wiecznie nienasycony, cyniczny, zadufany w sobie, obsceniczny, konsumpcyjnie traktujący innych. Drugi człowiek ma wartość tylko wtedy, gdy coś można od niego wziąć. Tak postępujący człowiek podobny jest bardziej do diabła, który nie chce być Bogu posłuszny, nie chce pełnić Bożej woli, nie chce być czysty, nie chce patrzeć Bogu prosto w oczy, nie chce prawdy, nie chce delikatności, nie chce pokory. Nie potrafi żyć w zgodzie. Wszelkie oderwanie się od Ewangelii Bożej, jest powolnym umieraniem, czego ostatecznym akordem będzie wieczyste ugrzęźnięcie w błocie nie mającego końca udręczenia. Niech się nikt nie łudzi, co człowiek sieje, to i zbierać będzie. Kto sieje w duchu, jako nagrodę odbierze życie wieczne, kto sieje w ciele, jako nagrodę odbierze wieczną śmierć w piekle.

Stacja II
Jezus bierze krzyż na swoje ramiona. Prawdziwe życie to podejmowanie trudu, który przemienia.

Krzyż każdego z nas jest tym, czego sobie nie zaplanowaliśmy, co przyszło na nas niejako z zewnątrz. Nie wybieramy sobie wad naszych współbraci, małżonków, dzieci czy rodziców, szefa bądź współpracowników w pracy. Krzyż trzeba brać i go nosić. Dzień po dniu. Miesiąc po miesiącu. Rok po roku. Krzyż trzeba uczyć się nosić. Nie mogę wykluczyć bólu, belka będzie wrzynać się w ciało, ale mogę modlić się, rozmawiać z innymi, słuchać Pana, by szukać pomocy, jak znosić ból, jak nabierać męstwa, by się nie poddawać, by nie rezygnować, by nie wybierać najłatwiejszych opcji, bo najłatwiej idzie się bez krzyża. Tylko pytanie: gdzie się w ten sposób zajdzie? Dokąd prowadzi łatwa droga? do jakiej przepaści, i gdzie z niej spadnę, do jakiej rzeczywistości? Krzyż jest bezpieczeństwem, jeśli go niesiemy, możemy być pewni, że jesteśmy na dobrej drodze. Jeżeli krzyż boli, znaczy, że żyjemy prawdziwie, a nie w haju zmysłowych przyjemności, które maja tylko na chwile uśmierzyć, odurzyć, zauroczyć. Życie mamy brać na trzeźwo, tylko wtedy staje się prawdziwe. Krzyż, jest o tyle cięższy i bardziej nieznośny, o ile my od niego uciekamy. Natomiast, kiedy mądrze do niego podchodzimy, wówczas nasze drogi krzyżowe nabierają jakiegoś niebiańskiego koloru, bo okazuje się, że to, co miało zabić, ożywia, i człowiek widzi jaśniej, że grzechy i wcześniejsze życie bez krzyża, miały dać smak naszemu życiu, a uczyniły je niestrawnym, pustym, pozbawionym wartości. Prawdziwy smak życia pojawia się wtedy, kiedy z wiarą, i mądrym spojrzeniem podchodzimy do naszych krzyżowych ścieżek, przestajemy uciekać, przestajemy dezerterować, ale, przyjmujemy to, co życie przynosi, nie jako ofiary losu, ale jako ludzie godni, prawdziwi naśladowcy Mistrza z Nazaretu.

Stacja III
Pan Jezus upada porażka pierwszy pod ciężarem krzyża. Niedoskonałość, która boli. Pierwsze dotkliwe porażki.

Cierpimy, kiedy coś nam nie wychodzi. Boli nas każda porażka, każdy upadek, każdy nasz błąd, lub błędy innych. Ciężko nam przyjmować życie niedoskonałe, że my jesteśmy niedoskonali, inny są niedoskonali, Bóg nie reaguje zawsze i na wszystko, co chcielibyśmy. Frustruje nas bezsilność wobec różnych spraw. Że nie jesteśmy w stanie uniknąć błędów naszych bądź błędów innych ludzi. Ciężko jest przyjąć niedoskonałość, ciężko jest przyjąć błędy, grzechy, słabości, ludzką biedę. Złościmy się, że nasze życie nie jest sielanką. Tak bardzo czasem chcielibyśmy uciec do krainy wiecznego szczęścia, gdzie nic nie boli, nikt nie krzywdzi, gdzie nie ma smutku, bólu, trudu i ciężaru. Chyba każdy z nas boryka się z niespełnionymi marzeniami, z niedoskonałym swoim życiem. Nasza niedoskonałość, to właśnie upadek naszych oczekiwań, planów i życiowych wizji. Tak bardzo chcielibyśmy życia bez problemów, tak bardzo chcielibyśmy przejść przez życie bez upadków. Piękne byłoby ono, gdybyśmy zawsze i wszystko potrafili. Jesteśmy jednak ludźmi dotkniętymi słabościami, nigdy nie będziemy bogami ani dla siebie ani dla innych. Nie unikniemy frustracji sobą i innymi. Nie jesteśmy w stanie być we wszystkim samowystarczalni, chyba że zagłuszymy po części swoje sumienie. Nigdy też drugi człowiek, choćby najbardziej kochany i ważny, nie da nam świadectwa bycia nieskalanym i nieskażonym. Nasze życie, to niedoskonałość, która, jeżeli będzie przyjmowana z pokorą, wówczas nie będzie nas niszczyć, lecz będzie nas uczyć pokory i coraz większego i głębszego powierzania się dobremu Bogu.

Stacja IV
Jezus spotyka Matkę swoją. Każdy z nas potrzebuje Matki.

Matka, to ciepło ciała, delikatny dotyk, tulenie do serca, poczucie bezpieczeństwa. Matka to bliskość, to mleko życia. Matka, to podnoszenie z upadków, branie na ręce, tulenie w płaczu. Matka to uspokajanie gdy coś zabolało. Mama to kanapki na drogę, to zadbanie by z domu wyjść przygotowanym, zaopatrzonym do szkoły życia. Mama się troszczy, wspiera, pilnuje. Mama widzi gdy coś się stało i reaguje. Mama jest w domu, jest ciepłym kaloryferem, który wszystkim domownikom daj swoiste poczucie ciepła. Mama, swoje ciepło czerpie od Najwyższego, On jest jej najpotężniejszym ciepłem. On jest gwarancja jej ciepła. Prawdziwa mama, jest kobieta pełną Boga.

Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga dźwigać krzyż Jezusowi. Wszyscy jesteśmy Cyrenejczykami.

Pomóc komuś, kto jest w potrzebie. Dostrzec czyjeś potrzeby. Jakiej pomocy potrzebujesz, jak mogę ci pomoc? Co może uczynić nasze życie bardziej znośnym? W jaki sposób możemy zbudować nasze życie, że będzie nam się żyło po prostu lepiej? Wszyscy dla siebie jesteśmy Cyrenejczykami. My albo czynimy swoje krzyże cięższymi albo lżejszymi. Nie wolno nam odrzucać krzyża, lecz trzeba nam sobie pomagać w ulżeniu naszej doli. Każdy z nas z czymś się boryka, każdy z nas na coś cierpi, każdy z nas ma czasem czegoś dosyć. Prawdziwa pomoc, prawdziwe relacje, czynią życie drugiego człowieka lepszym, bardziej pogodnym, spokojniejszym, znośnym.


Stacja VI Weronika ociera twarz Jezusowi. Dostrzec drugiego człowieka.

Bardzo często jestem tylko ja i moje potrzeby, ja i moje problemy. Jakby nikt więcej nie istniał na tym świecie. Jakby nikt inny nie miał problemów, jakby nikt inny również nie potrzebował pomocy. Wychodzić z przewrażliwienia na punkcie własnej osoby. Na prawdę świat nie istnieje tylko dla mnie. Potrzeby mamy wszyscy, każdy kogoś potrzebuje. Nie tylko ja potrzebuje innych, ale również inni potrzebują mnie.

Stacja VII Jezus upada poraz drugi pod ciężarem krzyża. Wytrwałość a niedoskonałość.

Mimo robienia wszystkiego, co w naszej mocy, skazani jesteśmy na kolejne doświadczenia upadków, których bardzo nie chcemy, ale niestety się zdarzają. Dopóki żyjemy, dopóty nie możemy być pewni co do jakości naszego chrześcijaństwa. Nasze słabości mają nam przypominać, ze nie można zatrzymać się w swoim rozwoju, że potrzebujemy nieustannej czujności, potrzebujemy męstwa w znoszeniu trudów i braków. Potrzeba nam wytrwałości, pośród prześladowań, upokorzeń, słabości własnych i innych. Nie wolno nam się zniechęcać porażkami. Nie ma sensu załamywanie się z powodu trudności, to nic nam nie daje oprócz smaku goryczy. Trzeba nam wzrastać w wierze, która będzie nas prowadzić do odwagi bycia silnym pośród swoich słabości. Kiedy przyjmujemy swoją bezsilność, i powierzamy ja Sile Wyższej, którą jest Bóg, wówczas, zostajemy uwolnieni z konieczności bycia Bogiem, i widzimy, że nad nami jest ktoś o wiele potężniejszy, który nas prowadzi i nigdy nie opuszcza. I z tą wiarą idziemy przez drogę naszych upadków, gdzie ciągle uczymy się rezygnować z pokusy bycia samowystarczalnym, i wzrastamy w pokorze, oddając wszystko w ręce dobrego Boga.

Stacja VIII Jezus spotyka płaczące niewiasty. Nasze wspólne łzy.

Mnie jest w życiu ciężko, a widzę drugiego człowieka smutnego. Na czyim smutku się zatrzymać? Czyj smutek jest ważniejszy? Spotkanie się w swoich smutkach. Czy smucisz się z mojego powodu? Czy ja smucę się z twojego powodu? A powód do płaczu? Czy jest ktoś, kto płacze z naszego powodu? Czy jest wśród nas ktoś, kto jest powodem płaczu kogoś z osób nam bliskich? Co to znaczy, że ktoś z naszego powodu płacze? Płacze, bo może jest bezsilny wobec naszego oporu, naszej zatwardziałości, naszej nieustępliwości. Płacz wzbudzam wtedy, gdy nie chcę się nawracać. Kiedy nie dopuszczam do siebie myśli, że mogę w czymś się mylić, mogę w czymś błądzić. Ale płakać mogę także ze śmiechu, kiedy ktoś rozraduje moje serce, kiedy komuś uda się przeniknąć do mojej głębi. Zatem. Płacz budzi się z powodu przeniknięcia do serca drugiego człowieka. Pytanie tylko, czy dotykam serca drugiego człowieka czymś dobrym czy złym?

Stacja IX Trzeci upadek pod ciężarem krzyża. Ciężar ciągłych upokorzeń.

Ciężkość życia odczuwa każdy z nas. Jedni częściej, inni od czasu do czasu. Nikt z nas nie jest wolny od ciężaru. Ciężar wiąże się z jakimś trudem, z jakimś zmaganiem, z czymś, co stoi w poprzek naszym planom, naszym zamysłom. Istnieje w naszym życiu instynktowne uciekanie od ciężaru. Tak jakby cierpienie miało nas zabić. W dzisiejszym świecie ludzie mają alergię na ciężar, alergię na cierpienie. Szybko uciec od jakichkolwiek uczuć bólu i cierpienia. Aborcja trudności, eutanazja zmagania się. Życie albo jest w pełni komfortowe i jako takie cieszy, albo jest połączone z trudnościami i takie jest nie do przyjęcia. Te wszystkie sposoby uatrakcyjnienia sobie życia, te nasze sztuczne kolorowanie sobie naszej szarej egzystencji. Byle do weekendu. Byle do pubu. Byle ruszyć z alkoholem. Potem już tylko lepiej, lżej, weselej. Wszyscy podnosimy się z trudności, tylko albo w zdrowy albo w chory sposób. Wszyscy jakoś pokonujemy trudności, tylko albo konstruktywnie albo destruktywnie. Wszyscy sobie jakoś radzimy, tylko albo to prowadzi nas do pełni życia, albo do zatracenia się w oparach nałogów, depresji i uraz.

Stacja X Jezus z szat obnażony. Prawda ujawniona osłabia siłę zła.

Boimy się prawdy. Boimy się obnażenia naszych egoizmów, obnażenia naszych niedojrzałych postaw. Nie lubimy momentów, kiedy wychodzimy na tych, którzy się w czymś mylili. Lubimy być ubrani w piękne szaty, lubimy czuć się wartościowi, lubimy siebie czymś dowartościować, np. krytykowaniem innych, wskazywaniem ich błędów. Nie lubimy momentów, kiedy jesteśmy totalnie obnażeni, kiedy nie mamy się czym pochwalić. Momentów, kiedy wychodzimy na gorszych. Momenty, kiedy wszystkie nasze rany są na wierzchu. Nie lubimy momentów, kiedy czujemy się zawstydzeni. Nic co pochodzi z nas samych nie daje nam poczucia godności, prawdziwą godność daje na Stwórca i Odkupiciel.

Stacja XI Jezus przybity do krzyża. Bezsilność.

Są czasem takie momenty, kiedy czujemy się jakbyśmy mieli obręcz na głowie. W życiu są czasem takie momenty, kiedy czujemy się jak w potrzasku. Czasem stres jest tak silny, że człowiek czuje się jak w zamkniętej klatce, z której nie ma wyjścia. I co zrobić w sytuacji, kiedy nic nie można zrobić? Co zrobić, kiedy męczysz się i nie widzisz żadnego wyjścia z tej sytuacji? Co w takiej sytuacji? A w głowie pojawia się pokusa, by sobie jakoś ulżyć? Zejdź z krzyża? I co zrobię? Zejdę czy pozostanę? Jeśli pozostanę, to czy to okrutne cierpienie skończy się czy nie? Jeżeli się skończy to kiedy? Jak długo jeszcze będę musiał cierpieć? Kiedy jest handra, kiedy wszystko wkurza, kiedy mam wszystkiego i wszystkich dosyć, potrzebuję uśmierzenia, dystansu, hobby, czegoś, co złagodzi, co pomoże się zdrowo zdystansować. Potrzeba wypoczynku, potrzeba zdystansowania się, jest czymś innym niż zejście z krzyża. Nie zapomnijmy o tym.

Stacja XII Jezus umiera na krzyżu. W Twoje ręce Ojcze oddaję wszystko.

Nie chcę kierować swoim życiem. Tobie to oddaje. W Twoich dłoniach Ojcze chcę być teraz i zawsze. Nie chcę kierować swoim życiem, Ty kieruj mną. Chcę umrzeć zupełnie dla siebie, umrzeć dla wszystkiego co moje i po mojemu. Pomóż mi umrzeć Ojcze, umrzeć dla mojego egoizmu.

Stacja XIII Jezus zdjęty z krzyża. Koniec okrutnego cierpienia.

Wszystko co ciężkie kończy się. Zdjęcie z krzyża to dobra nowina dla każdego, kto cierpi. Ale pozwólmy dać się zdjąć z krzyża, sami z niego nie schodźmy. Bo schodzenie z krzyża samemu wiąże się z ucieczką od cierpienia, a każdy kto ucieka skazany jest na ciągłe poszukiwanie szczęścia, które nie daje się zdobyć na stałe. Szczęście daje nam wypełnianie woli Bożej. A wolą Bożą jest przyjmowanie życia takiego jakim ono jest, przyjmowanie tego, co ono przynosi dzisiaj i uczenie się mądrości w prowadzeniu swoich spraw. Ważne jest uczenie się pogody ducha pośród codzienności, rezygnowanie ze swoich uraz, pretensji do Boga, ludzi czy nawet siebie samego. Już nie żądzę swoim życiem, cały jestem w rękach Boga i w rękach Maryi Dziewicy.

Stacja XIV Jezus złożony do grobu.

Już sami nie działamy. Już Bóg działa w nas. Umarliśmy dla siebie, dla swoich oczekiwań. Nasz egoizm umarł. I bardzo dobrze. Śmierć starego człowieka, który jest w każdym z nas staje się drogą do nowego życia, życia w wolności od siebie samego. Grób Jezusa mówi o ograniczoności ludzkich działań, i o niesamowitej mocy Boga, który nawet ze śmierci jest w stanie w niedługim czasie wyprowadzić życie. Dla Niego nie ma takich kamieni w życiu ludzkim, których Jego moc nie mogłaby odsunąć.

Komentarze

Popularne posty